Литмир - Электронная Библиотека

Droga Pani,

Absolutnie się z Panią zgadzam. Bardzo wielu ludzi uważa, że powinno się zachować miarę we wszystkim, co dotyczy uciech świata. Również jestem zdania, że gdyby nie posługiwanie się seksem jako sprzedajnym towarem na łamach różnych pism – rzadziej dochodziłoby do zdrad. Spokój wewnętrzny nie jest tak chodliwym towarem jak zmuszanie ludzi do pogoni za tym, co jest za zakrętem. Obawiam się jednak, że reklamodawcy szybko zrezygnowaliby z finansowania wszelkich czasopism, gdyby ludzie, zamiast kupować i mieć, zaczęli myśleć i być. Niestety przecenia Pani mój wpływ na wizerunek czasopism. Pokażę list Pani redaktorowi naczelnemu, być może on wyciągnie z tego wnioski… Pozdrawiam serdecznie w imieniu redakcji…

Czy nieszkodliwe nasze pismo ma zmienić profil? Już siebie widzę, jak stoję przed Naczelnym i mu tłumaczę, że na okładce ma wystąpić jakaś starsza, mężata pani, ubrana od stóp do głów w czador, żeby nie prowokować mężczyzn.

Wstaję od komputera. Obieram kilogram ziemniaków i sześć marchewek, do których starcia namówię Tosię, kiedy wróci ze szkoły. A w ogóle powinnam sobie zrobić przerwę, bo od patrzenia w ekran komputera robi mi się słabo.

Tosia przybiega ze szkoły radosna jak skowronek. I sucha. Wyglądam przez okno i widzę małego fiata, który z gwizdem zawraca i odjeżdża.

– Kto cię przywiózł? – pytam niedbale.

– Jakub – mówi Tosia i próbuje zniknąć w swoim pokoju.

– Specjalnie przyjechał z Warszawy, żeby cię odwieźć do domu?

Co ja na to poradzę, że to pytanie wysmyknęło mi się niechcący w tonacji nieco jadowicie niedowierzającej?

– A tak – Tosia się marszczy i rusza do siebie na górę. Widzę tylko skrawek jej białej sukienki.

– Tosia! – krzyczę w kierunku schodów. – Zejdź w tej chwili!

Tosia pojawia się w drzwiach. Nastroszone spojrzenie nie wróży nic dobrego.

– Co?

– Nie mówi się co, tylko proszę. Czy byłaś dzisiaj w szkole?

– Ojej, mamo! – Tosia ma pretensję o to niewinne pytanie.

– Czy chcesz, żebym uwierzyła, że Jakub specjalnie jechał po ciebie dwadzieścia kilometrów, żeby być z tobą te dziesięć minut w samochodzie?

– Byliśmy na pizzy. Po szkole. I owszem, specjalnie po to przyjechał.

– Chyba żartujesz.

– O co ci chodzi? Zazdrościsz mi?

Oj, co za dużo, to niezdrowo.

– Idź do siebie – mówię dość chłodno.

– Od razu chciałam to zrobić. – Tosia odwraca się na pięcie i tyle ją widzę. No, jeśli ten chłopiec tak na nią wpływa, to nic dobrego z tego nie będzie. Już ja z tym zrobię porządek.

Ścieram sześć marchewek samotnie. Jeśli była na pizzy, to i tak nie będzie jadła. Czy każda kobieta mająca dziecko, dziewczynę, ma takie problemy? Nie. Bo Ula na przykład nie ma.

Z góry dochodzi rytm disco polo. Cienki dyszkancik zawodzi:

Nie odtrącaj mnie tylko dlatego…

Nie, nie wytrzymam. Tosia nigdy w życiu nie słuchała disco polo. Nie mam zdrowia tego słuchać. W moim własnym domu nie mam spokoju. Wychodzę do ogrodu. Ula akurat piele coś przy płocie. O, spojrzała w okno Tosi. Nie wydaje się przejęta, że Tosia słucha disco. Uśmiecha się do mnie z lekkim pobłażaniem.

– To zespół Kury, a nie żadne disco. Oni robią pastisze wszystkiego, naprawdę nie słyszałaś tego nigdy? – i tu Ula zaskakuje mnie po raz tysiąc dwieście pięćdziesiąty ósmy lub coś koło tego, bo kiwa na mnie, wchodzi do swojego domu, podchodzi do sprzętu grającego i wkłada w kieszeń płytę.

I pomyśleć, że chciałam mieć odrobinę spokoju! Za chwilę z głośników, w znakomitym rytmie, dokładnie takim samym jak wszystkie tego typu piosenki, dochodzi radosne wyznanie:

Nie odtrącaj mnie tylko dlatego… że śmierdzi, ach, śmierdzi mi z ust,

Nie emabluj mojego kolegi, choć dramatycznie capi mi z ust,

Nie dyskredytuj mojej miłości, choć faktycznie cuchnie mi z ust,

Bo może zaznasz ze mną błogości i wtedy zaakceptujesz ten wstrętny smród.

– Mają jeszcze świetny tekst o jajach, że jaja to zdwojone ja – mówi Ula i podśpiewuje pod nosem w rytmie cztery czwarte, zadowolona jak jaskółka.

– Skąd ty to wiesz? – nie mogę wyjść z podziwu.

No wiesz – mówi Ula – dziećmi się trzeba interesować.

Muszę się z nim rozstać

– Masz chwilkę? – Zadzwonił telefon i usłyszałam znajomy głos Agi, która odzywa się do mnie raz na jakiś czas, ale głównie wtedy, kiedy ma kłopot, smutek ją przytłacza i żyć jej się nie chce. Czasu nie miałam specjalnie, bo właśnie nałożyłam odżywkę na głowę, Reńka mi podpowiedziała, że są takie super z witaminami, co naprawiają ubytki we włosach i w ogóle włosy są po nich dłuższe, jest ich więcej i błyszczą, odkurzacz stał na środku pokoju, a ja w stresie biegałam po mieszkaniu ze ścierką w ręce i próbowałam doprowadzić dom i siebie do porządku przed kolejną sobotą. Na dodatek czekało mnie zakończenie roku szkolnego i Tosia nareszcie miała nam przedstawić Jakuba, więc mój stres był widoczny gołym okiem. Gdyby ktoś na mnie patrzył, bo Adaśko był w pracy…

– Wiesz, dzwonię do ciebie, bo tylko ty możesz mi coś poradzić…

Wzięta pod włos odłożyłam ścierkę i usiadłam wygodnie w fotelu. Z włosów kapało. Odżywka lekko spływała mi za ucho.

– Tak, oczywiście – powiedziałam usprawiedliwiona, bo kiedy trzeba zbawiać świat, to bardzo proszę, sprzątanie może poczekać. I Adaśko podziela ten pogląd.

– Muszę się z nim rozstać. Co ja mam robić? – zajęczała w słuchawkę telefonu moja od lat serdeczna koleżanka.

– Co musisz zrobić?

– Rozstać się z nim.

– Jezu, dlaczego? – rozsiadłam się wygodnie, bo zapowiadało się to na dłużej.

– Bo ja już sama nie wiem, co mam robić – dyszało smutkiem w słuchawce. – On mnie w ogóle nie rozumie.

– Ale w jakiejś konkretnej sprawie on cię w ogóle nie rozumie? – zainteresowałam się przez sympatię.

– On nie rozumie mnie w ogóle, ale to w ogóle, w żadnej sprawie! – z pretensją wyjaśniła Aga.

– Możesz coś bliżej? – pytałam cierpliwie, bo wiadomo, jak kobieta pogada, to jej lżej.

Adaśko jest tego samego zdania i zawsze czeka cierpliwie, aż przestanę gadać przez telefon. No, prawie zawsze.

– Co mogę ci powiedzieć… – słuchawka zaszlochała żalem. – Po prostu już jesteśmy sobie obcy.

– Dlaczego tak ci się wydaje? – nadałam swojemu głosowi ton uprzejmy i współczujący.

– Mnie się wcale nie wydaje! Po prostu tak jest! – krzyknęła mi prosto w ucho.

– Właśnie pytam, dlaczego? – byłam niezmordowana i pełna chęci niesienia pomocy w tej trudnej sytuacji, choć z włosów dalej mi kapało.

– No właśnie… dlaczego… sama się nad tym zastanawiam… – jęknęła w telefon.

– Ale czy coś się stało? – próbowałam dociec, o co chodzi.

– Czy coś się musiało stać? – jej głos uderzył we mnie jak wyrzut. – Po prostu on mnie nie rozumie!

– Ale ja nie rozumiem, o czym mówisz – zdenerwowałam się trochę niegrzecznie, czego Adaśko by nie pochwalił.

– No właśnie. Nikt mnie nie rozumie. Nawet ty. Nikt! – wysyczało mi do ucha.

– Staram się zrozumieć – nie dawałam za wygraną, diabli wiedzą po co. – Czy on ci coś zrobił?

– Oczywiście! Czy inaczej bym dzwoniła do ciebie?

– Ale co? – krzyknęłam desperacko. – Co on ci zrobił?

Usłyszałam żałosne:

– Bo on mnie wcale nie rozumie…

Wiedziałam, że powinnam mieć cierpliwość i zrozumieć to, co mówi Aga. Ale w jakiejś części mózgu telepało się przekonanie, że cokolwiek powiem, może być skierowane przeciwko mnie. Na gwałt próbowałam sobie przypomnieć początek naszej rozmowy. Od czego zaczęła? Trzeba powtórzyć to, co mówiła – wtedy będzie wiedziała, że jestem wdzięcznym słuchaczem. O czym mówiła? O rozstaniu, już wiem, powiedziała: “muszę się z nim rozstać”.

– To może się z nim rozstań, skoro ci tak źle – powiedziałam nieśmiało, nawiązując do początku naszej rozmowy.

– No wiesz! – w głosie Agi usłyszałam wyrzut. – Jak możesz! Przecież ja go kocham.

15
{"b":"100431","o":1}