Литмир - Электронная Библиотека

Wróciliśmy do domu w świetnych humorach. Co prawda raz, wieczorem, byłam o krok od opowiedzenia Adamowi o tym, jak narozrabiałam, ale powstrzymałam się. Teraz mam siły do pracy. Od jutra.

Zaczęło lać, otworzyłam szeroko okna, pięknie jest, jak tak leje i leje po upalnych dniach, słychać, jak ziemia pije wodę, korzonki na pewno ruszają się w ziemi i otwierają buzie, świat zaczyna być bardziej przejrzysty, uwielbiam letnie deszcze. Umyłam dwa kilo czereśni i zasiadłam przed telewizorem. Wtedy niespodziewanie zadzwoniła Renia.

– Jesteś już? – jęknęło mi w ucho.

– O, Renia! – ucieszyłam się. – Jesteś już?

– No właśnie. Wróciliśmy wcześniej – dodała po chwili.

– To wspaniale – krzyknęłam nieopatrznie. – Spotkamy się! Cudownie odpoczęłam na wsi!

W słuchawce milczało. Zorientowałam się, że coś było nie tak.

– Jak twój urlop? – spytałam po chwili.

– Beznadziejnie.

Domyśliłam się. Ona po prostu gdzieś tam nad tym morzem nie spotkała pięknej, grubej osoby. Na plaży na pewno defilowały przed nią szesnastki szczupłe i opalone, za to na nogach długich, bez cellulitu. I biedna Renia na pewno popadła w kompleks letni! Nie miała tyle szczęścia co ja!

– Możemy się zobaczyć? – Jak przez mgłę usłyszałam głos Reni.

– Natychmiast przychodź, mam cudowne czereśnie! – ucieszyłam się. Niech no przyjdzie szybciutko, bo doprawdy nie można z powodu własnego wyglądu tak smutno postrzegać świata! Ja to naprawię!

Renia zajechała wkrótce przed bramę, rozchlapując głębokie kałuże. Borys radośnie się na niej uwiesił przednimi łapami, a ja patrzyłam na nią wyjątkowo ze współczuciem. Oczy podkrążone, blada (!) po urlopie! Ani śladu nowej opalenizny, luzu, wypoczynku!

Posadziłam ją w fotelu i wyjęłam ciasteczka maślane z cukrem, bo są bardzo dobre. Zaparzyłam herbatę. Renia weszła za mną do kuchni, ale widziałam, w jakim jest stanie.

– Nic nie mów – powiedziałam. – Zaraz usiądziemy i wszystko sobie opowiesz.

Biedna dziewczyna! Oczyma wyobraźni widziałam ją na plaży, otuloną w koc, albo Bóg jeden wie co. Skoro nawet buzi nie ma opalonej!

Renia powlokła się za mną do pokoju i nadgryzła czeresienkę. Na ciasteczka nie zwróciła uwagi.

– No, mów, jak było – rozsiadłam się wygodnie.

– Nie masz jakiegoś drinka?

Nie miałam.

– Pojechaliśmy w poniedziałek. Ale rozumiesz…

– Och, Reniu – krzyknęłam współczująco. – Nie można aż tak przejmować się sobą!

– Chwileczkę – Renia sięgnęła po ciasteczko i spojrzała na mnie jakoś niesympatycznie.

Borys siedział przy niej sztywno i obwąchiwał róg jej spódnicy. Wyczuwał mordercę Azora na odległość.

– Poczekaj – uspokoiłam ją ruchem ręki – najpierw ja ci opowiem o mojej wsi, to zrozumiesz, co ci chcę przekazać! – Byłam w nastroju do nawracania zbłąkanych duszyczek na drogę jedynie słuszną.

Renia znowu sięgnęła po ciasteczko, a ja poczułam się jak ryba w wodzie. Ach, jak wartko mi poszła opowieść o grubej Szwedce, co to nikt nie wiedział, że jest gruba, bo charakter miała wspaniały! Nie pominęłam dzieci i zakochanego męża, wtrąciłam coś o zazdrości o Niebieskiego, po to żeby szybko po godzinie wysnuć wniosek – że piękni jesteśmy, jeśli siebie akceptujemy.

Renia zajadała czereśnie i przyglądała mi się coraz dziwniej. Milczała. Zrozumiałam, jakie trudne musiało być dla niej przebywanie na plaży w towarzystwie męża, który wie, że ona choć piękna i ruda, nie wytrzymuje porównania z modelkami z reklam telewizyjnych. Pojęłam w lot, że porównywanie jej z szesnastkami nie wyszło na dobre ich w końcu niezłemu małżeństwu. A może się kłócili cały czas? Może Renia nieobliczalnie w ogóle zrezygnowała z wypoczynku i nie poszła na plażę, tylko bidulka siedziała sama w domku jakimś letniskowym i cierpiała? Ot, co kobieta sobie potrafi zafundować, jak wpadnie w wir własnych iluzji i nie ma kontaktu z rzeczywistością! Adaśko lubi rude, ale i tak jej współczułam. Co mi tam!

– Reniu kochana – wypaliłam wreszcie – nie martw się! Powiedz mi szczerze, ile razy byłaś na plaży?

– Właśnie próbuję ci powiedzieć…

– Ile? – nie dawałam za wygraną.

– Ani razu! Ale…

– Poczekaj – uspokoiłam ją. – Opowiedz mi wszystko od początku.

– Nie byłam ani razu na plaży! – Renia zerwała się tak gwałtownie, że Potem, leżący dotychczas spokojnie na moich kolanach, drgnął i podniósł łebek. Renia wydawała się wściekła i mówiła podniesionym głosem. – Nie byłam, bo lało! Lało przez pięć dni non stop! A w powrotnej drodze zepsuł się ten cholerny samochód i wracaliśmy jakąś okazją, pod plandeką! Jestem wykończona! Mam katar, źle się czuję i myślałam, że może sobie z tobą pogadam. Ale ty mi zasuwasz o obwodach ud i jakiejś Szwedce!

Z Tosią mi lepiej

Tosia wraca za trzy dni. Już nie mogę się doczekać. Dom bez niej jest pusty. Owszem, bardzo się cieszę, kiedy mogę mieć chwilę spokoju, ale tylko chwilę! A nie cały miesiąc. I ta Szwecja! Poza tym co ona robi nad tym morzem, skoro tam leje? U nas też leje już trzeci dzień. Zaprosiłam Grześków na kolację, wrócili z Włoch, mam nadzieję, że mnie nie zagryzie zazdrość. Adaśko obiecał, że wróci wcześniej, to znaczy koło ósmej. Dlaczego on woli przebywać poza domem? Na początku było zupełnie inaczej. Skończyłam odpisywać na szesnaście listów i próbuję skończyć przed powrotem Naczelnego dwa teksty. Nie mogę nawet zapytać Adama, co o nich myśli, bo jak Naczelny je zaakceptuje i zapłaci, to honorarium od razu pójdzie na spłatę długu.

Grześki przyszły opalone na brąz, ale pod opalenizną wydawali się bladzi. Agnieszka wzięła mnie do kuchni, chłopcy zostali w pokoju, za oknami mokro, leje, mogłoby przestać, bo to przecież środek wakacji. Te biedne roślinki się potopią.

Kroiłam pomidory i patrzyłam niestety z zazdrością na pięknie opaloną Agnieszkę. Ona kroiła cebulę.

– Ostatni raz tak głupio spędzam urlop – powiedziała, ocierając oczy.

– Było tak źle?

– Kochana! – westchnęła Agnieszka. – Byliśmy w dwa samochody, my z Honoratą (to moja Nieletnia Siostrzenica) i Juniorem (to mój Nieletni Siostrzeniec), oni ze swoją starszą córką i młodszym synem.

– O, to idealny układ – westchnęłam, choć te parę dni w Nowej Wronie odświeżyło mnie nadzwyczajnie.

– Ostatni raz w życiu wymyśliłam, żeby może tak razem, bo i dzieci będą miały towarzystwo, i my. Ostatni raz – powtarzała zaciekle Agnieszka, krojąc tę nieszczęsną cebulę. Cięła tak ostro, że aż zrobiło mi się żal tej cebuli.

– Dzieci są w wieku siedem, dziewięć – chłopcy, trzynaście i piętnaście – dziewczynki. Na stacji benzynowej, na której tankujemy, ich córka mówi, że chce jechać z naszą córką. Nie mamy nic przeciwko temu, ale znajomi mają. Ich córka robi awanturę, więc przepakowujemy bagaże, żeby się zmieściła. I wtedy Junior oświadcza, że nigdzie się nie rusza, więc ich synek wpada w histerię, że on nie zostanie w ich samochodzie, skoro siostra jedzie z nami. – Agnieszka machała nożem. – Znajomi są wściekli i w związku z tym zabraniają swojej córce jechać z nami, skoro nasz synek nie chce z ich synkiem. Napięcie rośnie, ich córka się przesiada z powrotem i jest obrażona na brata i na nich, nasza jest obrażona na brata swojego i na nas, że go nie zmusiliśmy. Ruszamy. Na granicy stoimy sześć godzin.

– Ty zawsze przesadzasz – w drzwiach pojawił się Grzesiek. – Pięć godzin i piętnaście minut.

– No mówię właśnie – Agnieszka odwróciła się do Grześka. – Sześć godzin. Jak myślisz, na co starcza tyle czasu?

Na seks akurat, przyszło mi do głowy, ale nic nie powiedziałam.

– Otóż to jest wystarczająco dużo czasu… – ciągnęła niezmordowanie Agnieszka, Grzesiek siadł na stołku przy stole, Adam oparł się o framugę. Wszyscy już byliśmy w kuchni, bo przecież są zaledwie trzy pokoje w tym domu -…na to, żeby nasza córka i ich córka mogła przekupić Juniora, żeby się zgodził jechać w samochodzie znajomych. Junior się zgadza, ale ja protestuję, bo wolę, żeby nasze dzieci jechały z nami.

31
{"b":"100431","o":1}